
Wybrałem się na południe bo tam ciepło bogato i stolica blisko , wielki świat. Tym razem zamieszkałem w hotelu Siagas Beach w Agii Theodori. To jest hotel niezwykły. Hotel z innych czasów i innego świata. Nie mam pojęcia ile gwiazdek tam dać bo się nie da. On się wymyka standardom wszelakim. Przede wszystkim tak sobie wyobrażałem nadmorskie hotele w amerykańskich powieściach, jakie czytałem w dzieciństwie.

On ma jakąś swoją atmosferę czy dusze. To jest i w jego kształcie i wystroju. Na pozio0mie recepcji wielka Aula, ze sceną , fortepianem. Tam się musiało kiedyś dziać. Takie wielki hotel, wielki kiedyś, a teraz… A teraz właśnie nie podupadł, tylko się zbiera. Pamiętam go z okresu gdy wydawał się dążyć po równi pochyłej ku upadkowi. Ale coś się zmieniło. Kiedyś winda z uwagi na to że chyba zaczęła pleśnieć, została wyłożona wykładziną taką jakąś filcowa. Taka wykładzina jak w biurach. Kiedyś były takie najtańsze, i tą wykładziną wyłożono ściany windy. Winda tak wyglądała, że nawet osoby kalekie nie chciały nią jeździć.

Brali w zęby bagaże i jakoś tam kuśtykali cy wczołgiwali się po schodach. Teraz winda lśni lustrami i nierdzewną stalą. Hotel powoli się wygrzebuje. Wystrój dalej jak z lat 60, 70 ale odświeżony, nowe łóżka, jakieś plazmy , koce tez jakieś nowe. Człowiek nie budzi się rano pokąsany przez mieszkańców koca. Zresztą tam nigdy nie było z tym problemów. Schludnie czysto było zawsze. Był za to inny problem.

Otóż hotel stoi nad samym morzem. Jak rano otwierasz oczy, masz wrażenie że jesteś na statku. Coś niesamowitego. Woda po horyzont i wschodzące słońce. Do snu kołysze was szum morza. Pod tym względem hotel to cudo. Problem zaś w tym ze wszyscy chcą tam mieszkać w pokojach od strony morza. Wiec najlepiej tam rezerwować pokoje od strony morza albo jeździć po sezonie. Hotel tez jest bardzo dobrą bazą do zwiedzania Peloponezu. Więc kto gdzieś tam kiedyś będzie w okolicach Aten, to polecam odwiedzić. Parę dni w pokoju jak na statku to inna sfera doznań. No ale po co tam byłem. Ano po oliwy. Mam takiego ciekawego dostawce oliwy więc:

Ruszyliśmy z Agii Theodori w dwa auta. Dimitris jechał przodem swoim pickupem załadowanym oliwkami. Klucząc jak w filmach szpiegowskich tak jakoś jechał jakby chciał zgubić jakiś pościg albo się upewnić że na pewno nie zapamiętam drogi. Zresztą on jest jakiś taki. Hmm nie wiem, zawsze mam wrażenie, że kontakt z nim się źle dla mnie skończy ograbią mnie, ciało porzucą gdzieś w górach a auto utopią w kanale korynckim albo sprzedadzą do Albanii. Oj jest jakiś taki partyzancki trochę . Zresztą poznanie z nim wyglądało tak jakbym przyjechał kupować, helikoptery z wyrzutniami rakiet dla Hezbollachu, albo szukał wspólnika do otwarcia nowego szlaku przerzutowego opium, a nie oliwę. Ale o tym tez będzie.

Ale teraz tłoczarnia. Betonwo blaszany barak, czyli standard manufaktur na greckiej wsi. Dookoła poobijane pickupy załadowane oliwą i mniej lub bardziej zawiani farmerzy obowiązkowo paradujący w stroju skompletowanym z części umundurowania wojsk greckich, ciuchów znanych marek sportowtych i gumiaków. W Grecji nie nosi się gumiaków bo leje ale z uwagi na węże jadowite. Więc spodnie w panterkę, i na górze dres Adidasa, Albo kurtka wojskowa a spodnie Nike I gumiaki. Świeca jakieś reflektory jak w tajnej bazie wojskowej, gdzie trzymają ufoludki, jeździ wózek widłowy. Więc czas do środka. A w środku Lulajże Jezuniu jakie cuda. Tłoczarnia oliwy w Solomos u stóp Akrokoryntu została założona w 1922 roku. Ale wtedy mieli jakieś mechanizmy analogowe poruszane praą osiołków. W 1945 zrobiło się jakoś bardziej mechanicznie, chyba na parę.

Obecnie wygląda, jak rosyjski ośrodek badający nowe silniki czy bronie w okresie zimnej wojny. Tak to wyglądało wszystko na rok 1956. Jakiejś wielgachne lampy, wskaźniki, zegary . Wajchy zawory. Rosyjski dlatego, że było tam bardzo dużo dorabiania, sztukowania, podwiązywania drutem i lepienia klejem do butów. Do gumiaków konkretnie. Na środku hali pełnej maszyn i urządzeń stał stół. Na stole talerz świeżej oliwy ,porozrywany bochen chleba i kubki plastikowe. Nie widziałem jakichś flaszek więc pewnie w domu popili albo trusiali w autach, albo nie wiem, Może na południu nie pija jak u nas na północy. Ale jak tam się trochę pokręciłem to zaraz se okazało, ze jest kominek, w którym się robi grilla, albo pali śmieci plastikowe. Obok kominka, barek winowy i biuro z barkiem już mocniejszym. Pierwszy raz w życiu jadłem świeżo tłoczoną oliwę. To było jak komunia. Na środku stołu stał głęboki talerz ze świeża oliwą i wszyscy maczali w niej chleb. Świeża oliwa, to inny wymiar oliwy. Ona jest tylko w tłoczarni. Nie nada się do sałatek bo sałatka będzie smakowała jak sałatka oliwna. Jest tak mocna, że kryje wszystkie smaki. Jest też gorzka. Ale to nie jakiś produkt oliwopodobny, jaki można zoobaczyc w marketach, typu mieszanka różnych tłuszczów ogrzewanych, rafinowanych i Bóg wie jakiej chemii. Skoro pracownicy zauważyli, że ja zauważyłem półkę z trunkami, zaraz się pojawił kubek i winko. Wiec jak się odbywa tłoczenie oliwy. Widziałem byłem. Te urządzenia chyba były na prąd, choćbym się nie zdziwił jakbym tym kierował jakieś wielki silnik parowy, ale technologię tłoczenia, można nazwać nie tyle tradycyjnym co wręcz historyczną.

A potem przyjechały żeberka baranie, wina, whisky i bimbry i do kompletu policja. Ale policja nie przyjechała łapać gości tego podejrzanego przybytku, ale umówić się kiedy mogą przywieźć swoje oliwki.
Czas tłoczenia oliwy to w Grecji święto. Przecież wiadomo, że w tłoczarniach się pije, je i gada. A przy okazji tłoczy oliwę taką prawdziwą.

Jaka jest cena takiej oliwy w tloczarni za bańkę ?
35 zł za litr w cenach przed zarazowych. Normalnie ok 8.5 euro.