
Kto w Loutraki był pewnie wie, mieszkańcy Aten też pewnie niektórzy wiedzą, a kto Grecję odwiedza powinien zobaczyć. Specjalizuję się w pisaniu o dziejach Grecji, o miejscach związanych z Historią, pomęczę czasem archeologią czy naukami pokrewnymi, lub wspierającymi, takimi jak genetyka, lingwistyka czy geologia. Ale czasem są takie atrakcje widokowe, że i na nie chcę zwrócić uwagę.

Jak tam trafiłem.
Dawno dawno termu, gdy w turystyce używano faksów, a nie maili, a strony internetowe jeszcze były pisane ręcznie, a jak ktoś się chciał połączyć to z telekomunikacją z serwerem ppp , który strasznie tam skrzypiał jak się łączył. Więc dawno dawno temu… Jechałem sobie z grupą do Loutraki, akurat widać było skałę Akrokoryntu, gdy zadzwonił telefon z hotelu do którego jechaliśmy na nocleg.

– Cześć co tam u ciebie gdzie jesteś. – zapytał hotelarz.
– A w koło Koryntu, za pół godziny będę w Loutraki – odpowiedziałem, będąc pewien, że hotel chce się dopytać kiedy będziemy by nas jakoś szczególnie powitać. na przykład orkiestrą ,abo wystepami zespołu folklorystycznego.
– A sam jedziesz? – znów zapytał hotelarz ożywiony wizją teho, że ktoś do niego jedzie.
– No nie sam, przecież jadę z grupą, z wycieczką – odpowiedziałem
– Ooooo, z grupą – ożywił się hotelarz – A gdzie nocujecie?
– No u Ciebie – powiedziałem w sumie nie podejrzewając jeszcze nadchodzącego nieszczęścia.
Jak to u mnie? – zapytał szczerze zdziwiony Grek…

No właśnie fax gdzieś się zapodział, czy wpadł za biurko i tak dalej. Turystyka w krajach południowych miała kiedyś swoje emocje. Hotel po prostu nie był gotowy. Potrzebował paru godzin. Wiec pojechałem z grupą, na Cypel. Czyli Półwysep Perachora.
Sama droga na cypel jest, jak to w Grecji malownicza. W Grecji w ogóle trudno znaleźć coś nie malowniczego. Ale cypel wybija się nawet na tutejszą skalę. Do cypla łatwo dojechać, bo po prostu się jedzie wzdłuż Zatoki Korynckiej, może z 20 minut i trzeba się kierować na latarnię morską. Po grecku „faros”. Jest tam parking , ostatnio bardzo ładnie porobione dróżki i czekają na nas tam takie atrakcje, jak resztki świątyni Hery, droga do latarni i niesamowite skały. Latarnia należy do greckiej marynarki wojennej i jest otwierana dla zwiedzających tylko raz w roku.

Świątynia Hery mieści się tuż przy naturalnym malutkim porcie. Obecnie pozostały malownicze ruiny ładnie komponujące się z otaczającymi stromymi skałami i wodami zatoki. Eurypides w swoim dramacie „Medea” pisze, że tam właśnie bohaterka pochowała swoje dzieci. A o co poszło? Medea, to córka króla Kolchidy, kraju na wybrzeżach Morza Czarnego, do którego Argonauci ruszyli na wyprawę po złote runo. Przywódcą wyprawy był Jazon. To jemu księżniczka postanowiła pomóc zdobyć złote runo, a później z nim uciekła. Żeby zabezpieczyć się przed pościgiem wzięła swojego brata jako zakładnika. Gdy Jazon z Medeą uciekali ze złotym runem, Król Kolchidy, ojciec Medei wysłał z animi pościg. Wtedy Medea kazała zabić swojego brata, pociąć go na kawałki i wrzucić do morza. Jako, że dla starożytnych Greków porządny pochówek był niezwykle ważny dla spokoju duszy zmarłego, pościg zatrzymał się by wyłowić szczątki księcia.

Jazon wrócił szczęśliwie, poślubił Medeę, a potem żyli długo…. I nieszczęśliwie. Jazon jak to Grecy był babiarzem wiec hasał sobie za panienkami co doprowadzało Medeę do szewskiej pasji. W końcu w szale zazdrości zabiła ich dzieci i pochowała właśnie tam, gdzie jest dziś Herajon, czyli dość słabo zachowana świątynia Hery. Obecnie możemy sobie zobaczyć słabo zachowane zarysy budowli takich jak świątynia, zbiornik na słodką wodę, czyli cysterna (basen rytualny?), sala do posiłków i stoa. Najstarsze ślady świątyni datowane są na IX wiek przed naszą erą, a to co pozostało do naszych czasów pochodzi z wieku VI pne czyli jest trochę starsze niż zabudowa Ateńskiego Akropolu. Na terenie jest taż jakaś chrześcijańska kaplica czy nieduży kościół. Warto się przejsć w okolicę latarni. Tam widoki zapierają dech w piersiach. Zwłaszcza skały schodzące pionowo do zatoki. A kto lubi buszować po skałach, temu spodoba się druga strona cypla pełna malutkich kąpielisk i skał. Widokowo to na ocenę celującą.
W drodze powrotnej możemy natrafić na niezwykły znak drogowy nakazujący by z zwolnić bo przez drogę przechodzą Koty !

Mieszkam w Loutraki I tez o tym opowiadam Dziekuje za piekny opis okolicy. Jeszcze moze pan napisac o jeziorze I klasztorze.
Pozdrawiam Wioletta Panek