
Grecja powoli luzuje obostrzenia, czyli po weekendzie majowym będzie można tu chyba jeździć z miasta do miasta bez zezwoleń czy przepustek. Widać tutejsze obostrzenia przyniosły efekt, bo Grecja jest jednym z najmniej zawirusowanych krajów. No ale w Szwecji prawie w ogóle nie było jakichś zakazów i też się w Szwecji poprawia. Gdzie tu sens z tym wszystkim trudno się połapać. Każdy piszący gada co innego, każdy się zna i każdy wie najlepiej. Teraz będzie spokój. Mi minie na dobrą sprawę prawie dwa miesiące w jednym miejscu. Dwa miesiące bez siłowni, bez treningów, bez karaoke bez wyjścia gdziekolwiek! Uwielbiam się przemieszczać! Nawet jak jechałem do Polski to nie usiedziałem na miejscu tylko hop, gdzieś za miasto, hop do Warszawy zobaczyć jakieś muzeum, czy w ogóle gdzieś hop. A tu zakaz! Początkowo to , jak to w Grecji, wszyscy bardzo ostrożnie podchodzili do wychodzenia. Jak się posypały mandaty, to do sklepu na zakupy się szło jak w oblężonym Sarajewie. No ale z czasem jak to w Grecji się poluzowało. W Grecji jest tak, że po wejściu nowego prawa zawsze jakaś garstka harcowników testuje czy tego prawa ktoś pilnuje. Bo czasem jest prawo i się go po prostu nie przestrzega ani nie egzekwuje. Jak lepią mandaty to znak, że o uwaga! trzeba przestrzegać. Po jakimś czasie zaczyna się miękkie testowanie prawa, czyli takie rozmydlanie go. Tak było na przykład z pierwszym zakazem palenia w Grecji, parę lat temu. Jak wprowadzili ten zakaz, to najpierw rzeczywiście nikt nie palił w lokalach, bo gruchnęła wieść , że gdzieś dali za to mandaty. Później pozwalano palić, gdzieś tak po oficjalnym zamknięciu lokalu, albo pod koniec jego otwarcia. A to z czasem pozwalano palić gdzieś przy oknie. Zresztą w Grecji lokale są takie opół otwarte. A to stoliki na zewnątrz, a to znów, pod dachem, ale nie ma okien, że nie bardzo wiadomo czy to jest na zewnątrz czy w jakimś wnętrzu. W małych miasteczka policja to znajomi albo krewni, więc policja też pali a jak chce pogadać ze znajomym właścicielem, no to sobie zapali też gdzieś w części zadaszonej. No i tak z czasem, już palili wszyscy. Czyli prawo się nie przyjęło. W Grecji prawa się przestrzega jak się przyjmie, a jak się nie przyjmie to nie. Teraz, od zeszłego roku znów jest zakaz palenia w lokalach, czyli ponowiono go. Na ile on będzie trwały, to czas pokaże. I podobnie z tym zakazem wychodzenia. Poza tymi co musieli iść do pracy, to mogli wychodzić ludzie albo z psem albo w celu aktywności fizycznej. No to u nas początkowo jakoś nieśmiało wychodzili ludzie z psami, albo w dresach, a z czasem wychodzili już normalnie. Za to bardzo pilnowano zakazu jeżdżenia poza miasto. Tu w Agii Theodori fajnie wszystko, bo mam 3 kilometry do sklepu, 4 do kawiarni, więc na dobra sprawę mogę iść pieszo czy podjechać samochodem i wszystko legalnie jest. Knajpy były zamknięte jakiś tydzień.

Teraz są otwarte można wejść, tylko że nie można jeść na miejscu, można sobie wziąć i zjeść gdzieś na murku. Z kawiarni, życie towarzyskie się przeniosło na zewnątrz. Ludzie brali kawy i sobie stawali przed lokalem, a za stolik im robił dach albo maska samochodu. W mojej ulubionej kawiarni ludzie siedzieli albo na murkach , albo na jakichś skrzynkach po owocach czy na starych krzesłach, które się jakoś tam przypadkowo pojawiły. Czyli wydaje się , że luz już, ale żeby nie było za luźno jeszcze te ostatnie dni, to wczoraj nam się pojawiła we wsi policja z innego miasta i kontrolowała samochody. Tak bo przez Agii Theodori idzie stara droga Ateny – Korynt, no to, żeby ludzie nie jeździli bocznymi dróżkami to też sprawdzają. O wyjeździe do znajomych do Lutraki mogłem zapomnieć, bo tam na wjeździe łapali ostro. Ta policja w Agii Theodori to nasza policja. Nasza, bo zaprzyjaźniony plantator oliwek, dał policji działkę ziemi na której ma parking. W Grecji jak jest jakaś akcja policyjna to się wysyła policję z innych miast, bo wiadomo , że swoja swoich nie ukarze. Taki jest urok południa. Kiedyś znajomego kierowcę autobusu, zatrzymała drogówka koło Meteorów, za przekroczenie prędkości. Policjant wziął dokumenty znajomego i okazało się, że tak samo się nazywają. No to mu oddał i powiedział, że może są krewnymi i kiedyś się zobaczą na jakimś weselu czy chrzcinach, więc mu mandatu nie da. Początkowo to wychodziłem raz na kilka dni an zakupy tylko, bo bałem się, że jak mnie złapią to wpakują w samolot i wyślą do polski na kwarantannę. Nie wiem jak było w Polsce ale media pokazywały obraz restrykcji, jak w warszawskim getcie przed likwidacją. Ludzie, gdzieś wychodzący po parapetach, czy skaczący z okien i policja z psami i helikopterami goniąca ich po ulicach. Nie chciałem żeby mnie tam w Polsce zamknęli w jakimś kojcu, i razili kijem z prądem jak będę wył za głośno. Nie nie.

Wolałem tutaj, bo ładny widok, panny usmiechnięte i spokojnie. Teraz to można już wyjść gdzie kto chce, tyle , żeby nie wychodzić poza miasto, czy miasteczko, jak nie ma uzasadnionej potrzeby. Jeszcze 8 dni. Spacerowo, czy marszowo, to można sobie iść albo do miasteczka , albo do Kinety, czyli nachodzić się do woli. Kineta, to miejscowość obok, w stronę Aten. Idzie się ciekawie, ładnie tam, plaże ciekawe. No ale ileż można chodzić po tych samych, dwóch trasach? Czas odosobnienia każdy różnie spędzał. Jak rozmawiałem ze znajomymi, to jedni dostawali kota i świrowali, a inni zajęli się czymś pożytecznym. Ci, co sklepy internetowe mają no to gonią jak w ukropie, ci co mogli pracować w domu to nawał pracy. Najgorzej mieli ci co lubią gdzieś wyjść i się napić , bo pozamykane. Babiarze najwięcej kota dostawali, bo gdzie tu gonić jak kwarantanna? Pozakładali więc profile na jakichś stronach randkowych, czy towarzyskich, ale tam to trochę jest zgrzebnie. To nie strony dla hasających. Są randki w ciemno, są imprezy dla singli jest XXI wiek nie trzeba naokoło. Ja jak pisałem roboty mam dużo. A właśnie miałem pisać o Wielkanocy.

W tym roku w Grecji zakazano wyjazdów do rodzin na wieś czy do domków letniskowych na wieś. No ale kto mógł to sobie wyjechał wcześniej, żeby tam spędzać kwarantannę. W Grecji w Wielkanoc się dużo dzieje, w tym roku nie działo się nic. Zwłaszcza że wprowadzono paru dniowy zakaz jeżdżenia samochodem !!! Więc ostro. W sobotę wielkanocną w takiej małej lokalnej knajpce sobie wziąłem magiritse. To taka zupka z podrobów jagnięcych , ryżu i bliżej niesprecyzowanej zieleniny. Może szpinak, może glony, może coś tam nazrywali co rosło za budynkiem. Bardzo lubię takie wlaśnie knajpki. Tradycyjne domowe potrawy. Tej greckiej kuchni turystycznej mam po dziurki w nosie. W niedzielę, Ana u której mieszkam, dała mi pieczona jagnięcinę i kolejną, trochę inną zupę z podrobami, więc na bogato. No ale w miasteczku nic, a na co ja liczyłem. No to opowiem, jak wyglądała Wielkanoc kiedyś w Nei Pori.

Kilkanaście lat temu, zajechaliśmy z grupą do Nei Pori. To była wycieczka objazdowa, taka na weekend majowy. Czasem w Grecji tak Wielkanoc właśnie wypada. No to zajechaliśmy do hotelu, zakwaterowanie, kolacja i hop woła właściciel hotelu żebyśmy poszli na plac pod kościołem, gdzie miały być wielki obchody. No to poszliśmy. Myślałem, ze będzie odpust , jakaś procesja, a tam na wesoło. Kobiety wino i śpiew. W krajach chrześcijańskich Wielkanoc przecież wypada, na dawne pogańskie święta wiosny i płodności. No to też musi być frywolnie. No to jak to wyglądało. Na placyku koło kościoła stały stoły jedzeniem. Z jedzeniem darmowym, bo każdy kto miał jakiś biznes to wystawiał coś dla innych, dzielił się tym. Rybak czy ktoś z tawerna wystawili smażone rybki, czy owoce morza, piekarz jakieś pieczywa i ciastka, ktoś z knajpy lał winem. Ci co mieli warzywniaki, to częstowali owocami. A nie kiełbasa 10 zł, chleb 2 zł, keczup 1 zł i 2 zł za kibel + 50 groszy za papier toaletowy. Ludzie się przechadzali, jedli, pili rozmawiali. Był też barek z mocniejszymi trunkami, ale ten już płatny. Obok placu stała bardzo wysoka choinka. Był tez podest na którym grało trzech muzyków i tańczyły dzieci w strojach ludowych, a obok ksiądz co tam z jakimiś dostojnikami wioskowymi o czymś rozprawiał. W pewnym momencie zaczęły się obchody tradycyjne, czyli podpalono choinkę, na znak końca zimy, a mężczyźni dotykali się w głowę glinianym czy drewnianym penisem. Takie przekazywanie sobie znaku płodności. W pewnym momencie zespół ludowy przestał grać i została puszczona jakaś nowoczesna muzyka, taka jak do tańca. Wtedy zrobił się ruch przy trzech beczkach po ropie ustawionych koło choinki. Zaraz się okazało po co je tam postawiono. Wielkanoc to czas dzielenia się, więc kto co miał tym się dzielił z innymi. Tawerna rybkami, piekarz wypiekami i tak dalej. No, a jak się miał podzielić właściciel nocnego klubu dla panów? Wkrótce na beczkach pojawiły się trzy skąpo odziane panienki, które zaczęły tańczyć i się powoli rozbierać. Wielkanoc na całego. Tu ksiądz, tam dzieci w strojach ludowych, a na beczkach trzy striptiserki ! Panie się rozebrały do bielizny i zeskoczyły z beczek. Ludzie byli zachwyceni. No, a w tym roku zamiast takich atrakcji było siedzenie w pokoju.
