Jeżdżąc z grupami do Aten zawsze sobie obiecywałem, że kiedyś przyjadę sam i sobie pozwiedzam czy zobaczę, to na co nie miałem czasu. Chciałem też poznać Izę Gornikiewicz, która w czasie zarazy zaoferowała mi pomoc z noclegiem. Jak wylądowałem w Agii Theodori w połowie marca i nie wiedziałem czy mogę tu zostać na kwarantanne czy nie, właśnie Iza mi zaproponowała, że mogę u niej się przechować w pokojach gościnnych. Wielka rzecz w takiej chwili coś takiego zaoferować komuś nieznajomemu. Tym bardziej że jak gruchnął zakaz mieszkania w hotelach, to znajomi wpadli w taka panikę, że pochowali się gdzieś w górach z zapasami żywności jak na III wojnę światową. Trudno się dziwić bo ktoś po zawałach czy starszy to się przejął. No to pojechałem.

W Agii Theodori mamy stację kolejową, pociąg jeździ, zobaczymy co tam w tych Atenach. W lecie muszę ruszać z Kokkino Nero o północy, żeby na riwierę olimpijska zajechać o 1 i wskoczyć w autokar. Noce zazwyczaj mam wtedy nie przespane, bo kierowca nie zna drogi, albo meloman się trafi i muzyka musi lecieć. Takie tłumaczenia, że żeby nie zasnął, a wystarczy, żeby nie pił z dwa dni przed jazdą. Bo to brak predyspozycji do zawodu jak kogoś jazda usypia. Sam jestem kierowca autokaru, a po nocach sam jeździłem osobówką po Bałkanach jakoś bez muzyki. Po zarwanej nocy da się oprowadzać, żaden problem, tyle, że już w czasie wolnym nie bardzo jest siła, żeby gonić po czymś ekstra. A Ateny mają wiele atrakcji. To miasto magiczne. Kolebka europejskiej cywilizacji , a zarazem niezwykle orientalne w swoim nastroju i klimacie. Aten się nie zwiedza, Ateny się doświadcza.

Dotarłem rankiem na dworzec Larissa,. Dla linii kolejowej to stacja Ateny, dla metra Dworzec Larissa. Niedaleko stał legendarny hotel Candia, do którego przed laty zajeżdżały niemal wszystkie grupy objazdowe z Polski, Serbii, Czech czy innych krajów mniej lub bardziej socjalistycznych. Nigdy tam nie dostaliśmy pokojów tak jak było zamówione na faksie, zawsze coś pozamieniali i zawsze trzeba było kombinować jak rozkwaterować cztery pary mając do dyspozycji pokoje pięcio i trzy osobowy. Tam zawsze były takie cyrki. Piloci zaczynali tam kwaterowanie grupy zazwyczaj od porządnego drinka, bo inaczej się nie dało. Wielu już zaczynało od drinka w autokarze. Dwa, trzy szoty i idziemy na wojnę. Kiedyś hotel był na granicy polskiej dzielnicy, później, czyli teraz wrażenia są takie, jakby zajechać na przedmieścia Bagdadu czy Kabulu. W tej części zagościła się taka starsza imigracja ze środkowego i bliskiego wschodu. Starsza, czyli sprzed kilkunastu lat. Do tego charakterystyczna ateńska zabudowa i palmy. Pełna egzotyka. Wiele osób planujących odwiedzić miasto po raz pierwszy zastanawia się, jak to tam będzie z transportem i orientacją. Wiec od razu informuję, że Ateny są bardzo poręczne i bardzo proste. Tam się w zasadzie nie ma jak zgubić! Prawie zewsząd widać Akropol, albo jeszcze wyższe wzgórze Likavetos. Komunikacja miejska – marzenie. Metro, kolej miejska, autobusy , trolejbusy, tramwaj ! Wszystko jest, w zasadzie brakuje tylko balonów i sterowców. W automatach biletowych pisze po angielski , niemiecku, a jak ktoś nie wie to mu automat biletowy na migi wytłumaczy. Jak ktoś się boi że mu coś automat zrobi, kopnie prądem czy obrabuje, może iść do okienka, lub zapytać kogokolwiek z obsługi o radę czy pomoc. Wszystko proste i jasne. Wchodzisz na stację metra i wszystko wiesz. Bilety w cenach śmiesznych. Bilet 90 minut -1,2 euro, bilet dobowy jakieś 4 euro. Na wszystko, na tramwaje, autobusy i metro.


Metro nastrojowe w starym stylu, bardzo klimatyczne, a najbardziej już stacja Monastyraki prowadząca na starówkę. Tak mi się tam metro spodobało, że jeździłem nawet jak nie musiałem. Ot żeby oglądać sobie kolejne części miasta. Czasem ludzie pytają co i jak, gdy się przyleci do Aten . Przylatujesz, bierzesz torbę, wychodzisz z budynku lotniska i już wszystko wiesz. Tam idzie karawana na jedwabny szlak, tutaj US Army przeładowuje transporty na bliski wschód, a ty sobie idziesz na jakiś pojazd co cię zabierze do centrum, czy gdziekolwiek tam chcesz. Jak byłem pierwszy raz w Atenach ponad 20 lat temu to był kabaret z kupnem biletu. Na placu Omonia były jakieś specjalne kioski z biletami, tak, że do Pireusu się kupowało w jednym, a pod Akropol w innym. Do Faliro pewnie sprzedawali w piekarni. Teraz gdzie się zainstalować jak już ktoś dojedzie. No mamy booking, bo air b&b to się chyba kończy. Zabrali się za to bo to były tak na prawdę lewe hostele, które spowodowały ze studiujący czy pracujący w Atenach nie mieli gdzie mieszkać. Jest też trochę osób polskiego pochodzenia co mają kwatery czy pokoje. Najlepiej wejść sobie na jakieś fora czy grupy polskie greckie i znajdziecie bez problemu. Jest cenowo ok. Ja mieszkałem u Izy czyli w pokojach Petaluda i dwie klasy wyżej niż u Greków, co zazwyczaj zatrzymali się z wystrojem na eteapie lat 60 tych.

Teraz jedzenie. Co jeść, jak jeść i gdzie. Najdrożej jest u sułtana Brunei jak zacumuje jachtem w Pireusie. Też nie każdego taki sułtan zaprosi na śniadanie czy lunch, więc to opcja niepewna. W centrum czyli w okolicach placu Monastiraki czy placu Sindagma, koło parlamentu, trochę drożej niż trochę poza. Ale jak się zapuścicie choćby 200 metrów w część nieturystyczną, czyli poza Plakę to pojęcie jak Smok Wawelski za cenę dwóch zapiekanek w Krakowie czyli za jakieś 5, 6 euro. Plaka to takie stare miasto w Atenach. Tam trochę skubią, że jakieś euro za nakrycie stołu czy inne takie fiki miki finansowe. I też te strawy różne lokalne są te euro czy dwa droższe niż poza Plaką. No ale to różnica euro czy 2, a nie że trzy razy drożej. W Grecji, co mnie uderzyło, na kontynencie nie ma takich wielkich różnic cenowych. Wysp nie znam to się nie wypowiem. Ale znajomy Artur Maczka co tam ma różne geszefty na Krecie jakoś nie płakał, żeby mu z Polski wysyłać pasztetową czy serki topione,więc pewnie też jakoś po ludzku.

Ja zamieszkałem w takich pokojach Petaluda, czyli Motyl i było to w dzielnicy afgańskiej. Tam były różne opcje lokacji u Petaludy, ale że ja lubię egzotykę i chciałem blisko centrum zabytkowego to zamieszkałem w małym Kandaharze. I tam zwariowałem kulinarnie. Restauracje afgańskie i indyjskie są tak tanie, że szok. Na śniadanie potrawa z duszonej ciecierzycy, do tego sałatka i chleby indyjskie takie płaskie za…. Proszę państwa za 1.5 euro! Pojadłem jak maharadża Kaszmiru co miał tron ozdobiony szmaragdami za 1,5 euro! Jakieś falafele czy inne takie cuda też za grosze. A w sklepach napoje znane mi w Krakowie jedynie z tajskiej restauracji Samui czyli jakieś liczi mango i tym podobne. Po prostu mały Kabul. Egzotyka 200%. Raj dla vegan. Nie wiem czy jest jakaś dzielnica afrykańska, ale może też mają tam jakieś swoje lokalne specyfiki typu trąba słonia w cieście z boababa.


Oczywiście nie jest to dzielnica gdzie się chodzi na panienki bo tam jest ryzyko, że jak się zaprosi na kawę jakąś Afgankę, to zaraz przyjdzie ojciec, z 10 braćmi i 30 kuzynami i powie, że u nich to taki obyczaj, że jak się z pannę na kawę zaprosiło, a ona się zgodziła, to znaczy że się trzeba ożenić. Ciekawie też było w barze jednym. Jak chciałem sztućce to powiedzieli, że do stolików na zewnątrz noży się nie podaje… Taki to urok tej kultury. Ale fakt jest bezpiecznie. Nikt nie strzela się po nocach, nie wyją syreny policyjne. To już taka emigracja trochę zaaklimatyzowana. Pracują, żyją i staja się powoli Grekami. Kto ambitniejszy idzie na studia. Jak ktoś szuka nocnych rozrywek to na ulicach wiodących w stronę Pireusu. Ze zwiedzaniem jest bardzo prosto, bo dawne miasto było zamknięte murami o średnicy raptem półtorej kilometra. Więc jest poręcznie. Nie jak w Rzymie. Bardziej właśnie jak w Krakowie. W centrum Akropol, zaraz obok Areopag, poniżej Agora i tak dalej. Bilet na Akropol to 20 euro, ale studenci i dzieci nie płacą. Osoby + 65 płaca połowę. Można też kupić bilet na Akropol w wersji premium taki za 30 euro. Wtedy to można wejść jeszcze na 6 innych miejsc i to w czasie 5 dni. Wiec i Agora i Forum rzymskie i teatr i tak dalej.

Jest co zwiedzać z tych starożytności greckich i rzymskich. Poza tym jest w mieście parę muzeów lepszych i gorszych. O tym co zwiedzać a co nie to jeszcze napiszę, bo to temat na osobną prace magisterską. Ale tak uczciwie to na zwiedzenie, nie jakieś mordercze trzeba poświecić z jakieś 3 dni. Więc mamy na początek takie żelazne punkty do zwiedzenia czyli akropole i spółka. Druga sprawa to to, co na stokach Akropolu, czyli Plaka, ateńska starówka. To jakby XVIII i XIX wieczne greckie miasteczko. Ateny nim się stały stolicą liczyły jakieś 5.000 mieszkańców i to właśnie jest Plaka. Perełka na spacery. Warto obejść więc Akropol sobie dookoła. Kawę wypić i coś hapsnąć. Trzeci rzut tego, co można zwiedzić to Park królowej Amalii, plac Syndagma ze zmianą warty, stadion, na którym rozegrano pierwsze nowożytne igrzyska olimpijskie i muzea z których parę jest na prawdę wartych uwagi.


Niezapomniane wrażenia daje wizyta na targowisku. Z jednej strony ryby i mięso (moje ulubione to wiszące świńskie głowy), a z drugiej owoce warzywa i w tym przyprawy i słodycze. Jest klimat takiego bazaru azjatyckiego. Jak ktoś chce to można też w Atenach znaleźć sobie przewodników polsko języcznych np na akropole czy muzea. Więc jeśli nikt nie wykopie jakiejś fosy, żeby Polacy nie wyjechali za granice na wakacje, bo to teraz to już niemal jest zbrodnia podciągana pod zdradę ojczyzny, to może być to bardzo fajna opcja na jakiś krótszy wyskok samolotowy albo tydzień który można połączyć z wypadem do Agii Theodori na plażowanie czy zwiedzeniem sobie Myken, Koryntu albo innych atrakcji lokalnych typu świątynia Posejdona w Sounio. Okolice Aten są po prostu przebogate w różne atrakcje. Jeszcze jakieś jaskinie są, wulkany, jeziorka. W jakimś jeziorku, czytałem ktoś zachwalał, że są ryby co obgryzają nogi, więc myślałem, że to piranie, ale się potem okazało, że one robią piling, czy paznokcie obcinają, w każdym razie to bezpieczne.

Proszę państwa, dziś wielka chwila! Fortepian w Hotelu Siagas Beach w jakim spędziłem kwarantannę został nastrojony. Dziękuje tu Katerinie Lalickiej – Sourla z Agii Theodori co mi pomogła w tej sprawie, bo znalazła striciela z Aten. I czas mi powoli się pakować i jechać do mojej wsi. Czyli Kokkino. Tomas otworzył tavernę Marija, wszystkie inne pootwierane już od miesiąca Jutro przyjeżdża Andżela z Serbii, czy stali letni mieszkańcy się powoli zbierają. W międzyczasie odwiedzę Franchti stanowisko paleologiczne, Mykeny i Muzeum w Nauplio, mam nadzieje. U Izy zostawiłem w Atenach dwie książki, kto tam chciał. Te do Anglii wyślę, jak znajdę jakąś cywilizowana pocztę. Mam takie wrażenie, że najbardziej Ateny czy Grecję promują obcokrajowcy i głównie Polacy, którzy albo mieszkają albo przyjadą na dłużej. Ale to jest jakiś pewien problem Grecji, co widać też w branży handlowo spożywczej, że nie za bardzo się umieją wypromować na świat. Jakby mieszkając w takim niezwykłym miejscu, gdzie wszystko dla obcokrajowców egzotyczne i ciekawe tego po prostu nie zauważali.

Dziękuję za piękny opis. Co prawda, to w Salonikach zostawiłam 💙 i kawałek w Kokkino Nero, ale teraz mam w planach Ateny, taki wypad 3, 4 dni. Jako że podróżuję sama, to znalazłam tutaj kilka bardzo wartościowych informacji.
Chciałem troche odczarowac te straszne Ateny. W kręgach osób piszących o podróżach jest spore grono paranoików i kwękołów. Wszystko ich przerażą, nic się nie udaje i wszystko jest złe, trudne albo męczące. W Albanii porywają ich dla okupu zbóje, na ateńskiej starówce nie mogą znaleźć restauracji z greckim jedzeniem, na lotnisku zatrzaskują się w toaletach. Taki to typ ludzi. Zawsze marudzą i narzekają. A to po prostu sa bzdury co niektórzy wypisują, bo jak ktos umie sobie kupic bilet lotniczy i załatwić jakieś noclegi za granica, trudno, żeby nie poradził sobie w jakiejkolwiek europejskiej stolicy.