Tradycyjnie jak to u mnie, życie jest pełne przygód. Ani nie muszę się w dżunglę w trampkach i ze scyzorykiem wybierać, ani napadać na banki. Przygody mnie szukają choćbym i nie chciał. Plany na lato miałem proste i jasne. Oprowadzać wycieczki, sprzedawać książkę i pomagać pewnemu staremu znajomemu zebrać mu jego stałych turystów. Tak czekałem na tych turystów i czekałem jak księżniczka w wieży na rycerza, co nigdy nie nadjedzie, bo wieża za daleko, albo smok pod wieżą zbyt skuteczny w zjadaniu rucerzy. W marcu czekałem na grupy kwietniowe, w kwietniu na majowe, w maju na czerwcowe… Zajrzałem do Polski na 2 tygodnie i wróciłem mając nadzieje na grupy sierpniowe i ewentualnych turystów, do tego starego znajomego. Grupy nie nadleciały a turyści co się pojawili to po trzech dniach uciekli. Poszli do innych droższych pokoi. Jako, że ja też się tam dogadać nie moglem w żadnym języku, przeniosłem się do Panjotiego do Hotelu Hlidi. Kto czytał mój przewodnik to przypomnę, że Panajotis to człowiek, u którego pracowałem ponad 20 lat temu jako kelner w słynnej tawernie Akrotiri w Kokkino Nero. Ale nie tylko praca nas połączyła

To była dla mnie ciekawa historia, bo miałem wtedy z 22 lata, i tam jakoś się przy nim trzymałem, bo nie miałem kogo. Akurat wtedy odwiedziła mnie matka i tak zasiadła z nim do rozmowy. Ogólnie chodziło o to, żeby zajął się moim wychowaniem. Panajoti podszedł do tego z pełna powaga i odpowiedzialnością i zaczął mnie wychowywać między biorąc mnie na przykład do kasyna czy pewnych podejrzanych klubów. Jest osobą powszechnie szanowaną w okolicy i znaną z uwagi na swoją ciekawa przeszłość, o której napiszę za jakieś 20 lat. Ale poza takimi nocnymi atrakcjami, nauczył mnie pracować i żyć. Kiedyś był dla mnie jak ojciec, teraz bardziej jak starszy brat. Po prostu to dla mnie rodzina i też na ile umiałem wspierałem jego dzieci gdy trzeba było. W Grecji, ktoś kto jest na to otwarty może łatwo wejść w relacje rodzinne. Nie jedna dziewczyna co pojechała do pracy do hotelu z czasem była traktowana jak córka przez właścicieli, a chłopak jak syn. To tutaj jest naturalne. Właśnie tworzenie takich relacji rodzinnych czy przyjacielskich.

Jak to w rodzinie, czasem się pokłócimy, czasem nie gadamy jakiś czas, ale jak jeden ma problem, to drugi to zawsze pomoże. A tego okresu gdy mnie wychowywał nikt się nie wstydzi, ani o nim nie zapomina. Jak na wiosnę dzwoniłem z Agii Theodori do niego razem z moim plantatorem oliwnym, Dimitrisem, to Panajotis powiedział do Dimitrisa:
– Pomagaj mu, ja go wychowałem.
Takie to są uroki Grecji. Myślę, że to najcenniejsze, co tu można znaleźć. Jako, że moje relacje rodzinne w kraju udały się jak kulawemu start w sprincie, a związki z kobietami bardziej się nadają na kanwę erotycznego thrillera niż romantycznej komedii, to spokój i przybraną rodzinę znalazłem w Grecji. Zresztą z tego co rozmawiam z ludźmi czy czytam blogi, to całkiem sporo osób szuka bliskości z ludźmi i ciepła właśnie w Grecji. Okazuje się, że więzi towarzyskie w Polsce pozrywały się nie tylko mi, z powodu przebywania w Grecji. Wielu znajomym również się pozrywały mimo że siedzieli w kraju. Skupili się na domu, na wychowaniu dzieci. Dzieci poszły na studia, wyjechały za granicę, ci z resorów siłowych na wcześniejszych emeryturach i wychodzi, ze nie mają do kogo gęby otworzyć. Zostaje wymyślanie sobie chorób i wałęsanie po lekarzach, koło różańcowe albo picie pod sklepem spożywczym, albo jak kumpel, były antyterrorysta siedzieć po 4 godziny dziennie na siłowni. Większość moich znajomych jest taka trochę dzika jak ja, no to się po świecie porozjeżdżali z dość duży rozrzutem geograficznym. Inni sobie stworzyli taką bańkę w postaci pracy czy pasji w której się chowają przed rzeczywistością. Jako że, zajmuję się głównie pisaniem, a mam taka możliwość, to wolę to robić w Grecji i patrzeć na morze, niż na bloki. Jako, że druga książka jest teraz pieczołowicie sprawdzana przez Agatę (jak mi napisała mam około 50 błędów na każdej stronie, mimo, ze dwa razy sam sprawdzałem!), zostaje mi wybrać okładkę i mapki. Turystykę lubię w każdej formie poza pracą biurową więc tutaj próbuje Panajotiemu ten hotel ogarniać. Będę tutaj cały sierpień więc jak ktoś chce wpaść to zapraszam. Jest i hotel i apartamenty. 50 metrów od morza i to morze widać, nie że hotel blisko morza, a między nim a plażą dworzec towarowy albo hurtownia nawozów sztucznych i trzeba chodzić na około. Kokkino Nero jest ciche i spokojne tego roku. Zatęskniliśmy za studentami co hulali do białego rana. Jak są wyjazdy studenckie to pojawiają się postacie głośnikowych. Głośnikowy to taki chłop, co ma na plecach głośnik, sporej mocy i rozmiarów. Głośnikowy to trochę taki dzwonnik na wyjeździe. Inni tańczą i się bawią, a on nosi głośnik na plecach. Nie potańczy ale pić może, więc jak tam wszyscy się rozejdą na pokoje, to taki pijany głośnikowy łazi po okolicy i wszystkich budzi muzyką. Zbyt pijany by to zdjąć z pleców albo jakoś wyłączyć, nie zaśnie bo mu muzyka nie pozwala, więc się wałęsa po wsi jak potępiona dusza po hadesie. Drugi obrazek jaki pamiętam z przyjazdu studentów to ich wygląd w drugim dniu wyjazdu studenckiego. Jako, że przyjechałem dzień po nich do Kokkino Nero, nie wiedziałem co się w nocy działo. Odniosłem wrażenie, że wioska została ostrzelana przez jakieś rakiety Hezbollachu które zboczyły z trasy na Izrael i doleciały do Kokkino Nero, albo było trzęsienie ziemi i coś się zawaliło i właśnie lekarze czerwonego krzyża opatrywali tych wygrzebanych spod gruzów. A to ktoś z ręką na temblaki, ktoś o kulach z noga w gipsie, ktoś inny znów z zabandażowaną głową. Ci sprawniejsi, na czworakach chodzili po trawie szukając dokumentów i telefonów. A to był pierwszy dzień. Z 10 lat temu jak mnie matka zobaczyła po takim wyjeździe (byłem organizatorem i przewodnikiem), powiedziała:
– Synu nie jeździj już ze studentami, bo 50 tki nie dożyjesz.

Teraz dzis dostałem od Panajotiego propozycję pracowania w recepcji hotelowej. W takim jego hoteliku co ma też budynek z apartamentami. I jak to w Grecji , w recepcji mami witraż godny hotelu w Dubaju, na podejściu mozajki godne Pompejów. Taki styl grecki. Pokoje są po prostu ok i ładne. Kiedyś spałem w hotelu Merkury w Poznaniu to wystrój byl mierny. Wszystko super na blysk, ale takie tandetne. Standaryzacja hoteli w Grecji zawsze była dla mnie zagadką godną detektywów Scotland Yardu, więc tak znając kraj dam takie dobre 3 i hotelowi i apartamentom. A dlaczego tak, ktoś zapyta. No bo 50 metrów do morza, wszystko w miarę nowe, są ręczniki, zawsze ciepła woda, jest recepcjonista, czyli ja, sprzątaczka i restauracja z wybitnymi owocami morza. Nie dobrymi ale wybitnymi, bo jest dobry kucharz, Angelos. Kiedyś spytałem znajomego co ma tajską restauracje Samui w Krakowie, co jest najważniejsze w restauracji żeby jedzenie było dobre, to odpowiedział, że Kucharz, a potem produkty. Dodam, że w Samui są kucharze z Tajlandii! No to kucharz się tu udał. Nie taki od brejek co go wzięli z obozu dla jeńców wojennych, ale prawdziwy pasjonat. A pasjonat, bo gotuje bo lubi. Nie musi, dorobiony jest, ale lubi. Gość ma pola, restauracje i fitness club, a robi tu jako kucharz. Człowiek zagadka. Są tu widoki ładne, jedne pokoje na morze inne na góry. Jest dobra południowa atmosfera. A gdzieś w górach, w chaszczach 20 lat temu była taka tajna destylarnia produkująca lokalny absynt. Może coś zostało ze starych zapasów? Znajomi czasem wpadają, ale tak się wciągnałem w treningi , pisanie i pianino, że szkoda mi czasu na picie, bo potem dzień stracony na kacu.

Super to wszystko napisałeś ,bardzo ciekawie mi się to czytało ,pozdrawiam serdecznie z Polski…σου εύχομαι καλό υπόλοιπο καλοκαίρι👍🇬🇷💙🇬🇷👍.