Większość osób z Polski zna Grecję z wakacji i cieszy się bezstresową atmosferą, winami, pogodą, kuchnią i ogólnym luzem. Kto z Grecją współpracuje biznesowo też ma kontakt z luzem i bezstresowym podejściem, ale tym razem doprowadza to często na skraj zawału. A to w hotelu brakuje pokoju, a to zamówiony towar przychodzi parę miesięcy później, albo inny niż został zamówiony… Co ciekawe mieszkańców kraju nad Wisłą nie powinno to specjalnie stresować bo i Polsce daleko do skandynawskich standardów pracy. Często coś komuś umknie, ktoś komuś nie przekaże, a i z dotrzymywaniem terminów bywa różnie. Powoli Polska zaczyna wychodzić z tego i zdaje się że ciut szybciej niż Grecja, ale do normalności daleko.
Zacznę od obsługi księgowej. W Polsce dwa razy księgowe mnie wprowadziły na minę. Raz księgowa jakoś nie zaskoczyła, że prowadzi firmę na ryczałcie i odliczała koszty prowadzenia działalności, przez co po dwóch latach musiałem je zwracać. Inna stwierdziła ze mi przysługuje mały zus i tez po roku musiałem zwracać tę różnicę bo nie przysługiwał. Przy czym, księgowa uparcie twierdziła , że to urząd się myli nie ona. Teraz gdy szukałem nowej firmy znów zagadane biura w większości albo mniej wiedziały o podatkach niż ja, albo mnie chciały na jakąś minę wepchnąć. W dwóch przypadkach, odwiedzając firmy usłyszałem, że trzeba dzwonić do szefowej, bo raz pani z biura się nie znała, a raz nie była stąd. No sobie pomyślałem, że daleko na tym wózku nie zajadę jak moimi papierami się będą zajmowały panie nie stąd, albo panie nieznające się. W końcu za poleceniem znajomego DJ Piotrka, trafiłem na spotkanie, na którym poproszono mnie by faktury greckie były wypisane alfabetem łacińskim. O widać ktoś wie o co chodzi. Jako, że mój przyjaciel doktor Aris znany z pierwszej książki proponował mi otworzenie działalności w Grecji poznałem też jak i tam działa księgowość. I tak, jeden księgowy, na spotkaniu nie wiedział dokładnie nic, nie oddzwonił i w ogóle nie kojarzył, że jest księgowym. Nawet nie starał się udawać, że ma jakieś pojęcie. A jak ten system w ogóle może działać to dowiedziałem się gdy znajomy z Kokkino Nero, powiedział, że ma dwa interesy w różnych województwach, wiec musi mieć dwóch księgowych. Bo najważniejsze, żeby księgowy znał urzędników ze skarbówki, a nie żeby miał pojecie o księgowości. Wizyta w urzędzie skarbowym w Koryncie była podróżą w czasy głębokiego PRL. Teczki pod sufit, segregatory, kawa, wychodzenie na papierosa czyli standardy pracy urzędów w Polsce przed 50 laty. Kolega mi przed laty opowiadał, że za każdym razem jak szedł do zusu, to ktoś po korytarzach krążył z ciastami albo tortami, bo zawsze były tam czyjeś imieniny. Bardzo podobne do Polski jest to, że sprawę nasza załatwimy w zależności od tego czy trafimy w urzędzie na panią znająca się, czy na nieznająca. W Polsce, odnoszę wrażenie jest statystycznie dużo więcej znających się więc rejestrowanie firmy w Grecji sobie odpuściłem.

Handel. Jest takie powiedzenie. Jeden Grek się rodzi, to siedmiu Żydów płacze. Importując z Grecji produkty od małych dostawców czy rolników to mnie się chciało płakać. A to zamawiałem oliwki z migdałem, a dostawałem z papryką, albo zamawiałem duże czarne, a dostawałem małe zielone! To nie były przypadki. To była norma. Od jednego z dostawców ani razu nie miałem dostawy takiej jaką zamówiłem. I nie podejrzewam tu pomyłki, bo zawsze to jakoś było na jego korzyść. Ktoś powie, że jak się szuka u farmerów po wsiach to wszędzie tak jest. I trochę w tym jest racji. Im głębiej na prowincję tym ciemniej. Regułą jest to, że pierwszy rok dostawałem dobry towar, a potem zaczynało się jakieś kancenie. Na zasadzie badania ile kitu mogą mi wcisnąć. Ktoś powie, że przecież można iść do dużej firmy działającej międzynarodowo… Tak ale na oliwę trzeba polować by znaleźć tę najlepszą. Trzeba wsiąść w auto terenowe , wybrać się do jakichś zapuszczonych, górskich osad gdzie uprawia się i tłoczy tradycyjnie. Inna jest borówka z lasu inna z plantacji. Czy inna kiełbasa z marketu inna z wioskowej wędzarni. Tak to działa i w Polsce. Masowa produkcja żywności znacząco obniża jej jakość i smak. Z oliwkami o tyle prościej, że technologia solenia jest taka sama na wsi czy w manufakturze. Przy okazji polecam sobie zobaczyć skład oliwek greckich i nie greckich. W słoiku z greckimi mamy wodę, sól i oliwki, czasem kwasek cytrynowy. No a w hiszpańskich to już jest pół tablicy Mendelejewa. Chcąc znajdować takie oliwy rzeczywiście tradycyjne po prostu muszę iść na takie dzikie współprace. Z dostawami jest tak, że czasem poślizg wynosi trzy miesiące. I już nie wiem kto tu nawala i kręci, farmerzy, firma transportowa, czy kto? Może wszyscy na raz. Z dużymi firmami w Grecji na razie miałem jedno doświadczenie. Najpierw koczowałem kwadrans pod bramą firmy bo dzwonek nie działał, a telefon na stronie internetowej był nieaktualny. Wjechałem bo ktoś akurat wyjeżdżał. Na ceny mailem czekałem dwa miesiące i w końcu je dostałem jak wsiadłem w samolot i odwiedziłem firmę osobiście… Generalnie małe firmy zwłaszcza rodzinne boją się obcych. Są podejrzliwi. Nie wiedzą czy okradnę, czy oszukam, czy jestem z jakiejś kontroli skarbowej. A jak płacę wcześniej za towar to jeszcze bardziej się boja bo to pewnie jakaś zasadzka której nie ogarniają. Pewnie ktoś z Brukseli przyjechał i taką kontrolę robi przemyślną. Poza tym tradycją grecką było swego czasu nie płacenie albo zaleganie z płatnościami. Mieszkając w Polsce powinienem być przyzwyczajony bo tu różne takie cyrki też się zdarzają. Czasem nie mam towaru w sumie nie wiadomo dlaczego. Grecka strona zwleka i zwleka. I nie ma w tym ani sensu ani logiki. Może jest jakaś tajemna, zawiła, której nie pojmuje. W Grecji interesy to sprawa emocji, polubienia się czy Bóg wie jeszcze czego, ale rzadko czystej kalkulacji. Tu nie ma interesów bez wspólnych obiadów. Kolacji czy wina. Trochę jak za PRL. Gdy brakowało na stołówce zakładowej mięsa, to zaopatrzeniowiec jechał z wódką do PGRu i załatwiał. Znajomy z Danii na wieść że robię coś z Grecją powiedział, że mi współczuje. Tak, dla Skandynawów styl pracy w Grecji to horror. Duńczycy nie lubią spóźnień, opóźnień czy innych takich hec. No ale jak ktoś się w PRL wychował, to może to strawić. Tu jest taka ciekawa opcja dla Polaków, że mogą być pośrednikiem miedzy Grecją czy krajami Bliskiego Wschodu, a Europą Zachodnią. Takim buforem. Współpracując z Danią wiem, że nie mogę zawalać terminów. Więc w Grecji zamawiam towar na trzy miesiące do przodu, bo wiem, że nigdy na czas nie dostanę. Zatem jestem właśnie takim buforem. Włosy mi nie osiwieją ze stresu, bo już wypadły w trakcie pracy w turystyce. Tam to były emocje. handel to przy tym nic. Zresztą handel jest prostszy. Mogą albo spóźnić się z dostawą, albo próbować oszukać na towarze. I tyle.

Natomiast w turystyce spektrum różnych cyrków jest dużo większe. W sklepie może dzień nie być kapusty i się nic nie dzieje. Natomiast w turystyce musi być nocleg dla grupy dokładnie od dnia od którego ona przyjeżdża. No i okazuje się że w Grecji, niekoniecznie. Przypadków problemów większych czy mniejszych w branży turystycznej w Grecji, przeżyłem nie dziesiątki a setki. Symbolem jest hotel Candia w Atenach, pod którym powinien stać pomnik martyrologii polskich i zapewne nie tylko polskich organizatorów turystyki i pilotów grup. Pracowałem z nimi przez kilka lat. I ani razu nie dostałem pokojów tak, jak zamawiałem. Nie że czasem nie dostałem, ale ani razu! W dawnych czasach rezerwowało się faxem, wiec hotel odbierał fax z rezerwacją konkretnych pokojów, podbijał pieczątką na znak potwierdzenia i odsyłał. Potem przyjeżdżała grupa 40 osób, czyli 20 par, a tu pokoje 5 osobowe, 3 osobowe, jedynki… Inny hotel przyjmował grupę 50 osób, a miał miejsce dla 15, wiec resztę kwaterował po sąsiednich hotelach. Kolejne cyrki to upychanie ludzi na dwa dni, a potem przenoszenie do zwolnionych pokojów. Czyli nie ma pokojów, ale grupę chce zatrzymać. Z jedzeniem było różnie. Czasem dobrze czasem tragicznie. W jednym dość popularnym hotelu, kiedyś odwiedziłem kuchnię, w której natrafiłem na mączkę ziemniaczaną w jakimś worze 35 kilowym, na którym pisało: Nie do spożycia ! Z tej mączki robiono puree. Docelowo miała być składnikiem paszy dla zwierząt gospodarskich. Turystyka w Grecji to temat na cykl powieści przygodowo awanturniczych. Sprawę zaczął trochę ratować internet, bo wszystkie takie hece wychodzą w końcu na światło dzienne. Jakiś hotel zawala, to już fama o tym idzie. I to nie z inicjatywy właścicieli biur polskich, bo wielu upcha ludzie gdziekolwiek, byle zarobić. Ale z inicjatywy turystów, którzy informują na forach czy grupach jakie ich atrakcje spotkały. Czy było dobrze czy nie. Dziadostwo polskie wspierało to greckie. Biura nie wymagały, to też i hotelarz się nie starał. Zupełnie inaczej wyglądała sprawa gdy Grek uczył się , studiował czy pracował w Niemczech, Szwecji czy USA. Tam współpraca była już inna. Europejska. Co ciekawe za to strona polska wtedy coś kręciła nosem na to że wpłaty mają być terminowe, albo ze trzeba przestrzegać umowy. Tak reasumując, Polska biznesowa jest tak jedną noga na zachodzie druga na Bałkanach w zależności na kogo się trafi. Jednak więcej w Polsce już ludzi pracujących w stylu zachodnim, a i Grecja powoli się uczy. Tu błogosławieństwem jest internet. Wiele osób woli zapłacić za naprawę samochodu więcej i odebrać go z warsztatu w obiecanym terminie, niż słuchać, że chłopaki pojechali po części ale nie było, bo Ziutek był u Cześka na imieninach i zapomniał przywieźć. Albo częściej wybieramy ekipę do remontu mieszkania, która skupi się na jednej pracy, a nie łapie po pięć robót na raz i wszystkie rozwleka. Tragedią w Polsce są jakieś odroczone płatności, albo obrywanie z tych płatności jakiejś kwoty, czy dziadowskie targi po podpisaniu umowy. I zarówno w handlu jak i w turystyce. W handlu w Polsce oszukują i wielkie sieci i mały sklepik w stylu „Warzywa u Jadzi”. W turystyce nie płacą jak trzeba biura z czołówki tych największych, zakombinuje też Heniek Bus Travel International Holidays z Bułkowic Wielkich. W Grecji też to jest zmora, ale widzę, że już na mniejsza skalę. Tam się to jakoś przewaliło, za dużo tego było. Współpraca z Grecją, mimo niedogodności ma jednak pewne bardzo ciekawe plusy. Otóż w czasie współpracy nawiązuje się nić sympatii która zazwyczaj pozostaje na dłużej. Na pewno zyskujemy znajomego, a nie raz przyjaciela. Współpraca w Grecji wiąże się ze wspólnymi kolacjami, drinkami, wypadami na miasto czy do klubów. Dla osoby towarzyskiej wiec sytuacja wymarzona. Tyle, że w to jest wkalkulowane trochę stresu do czasu, aż ktoś podobnie jak Grecy nie przyjmie sobie filozofii stoickiej. I po prostu nie będzie spokojnie czekał, aż się sytuacja ułoży. Prowadząc tego lata hotel w Grecji, dodam ze hotel pracujący w starym stylu, zobaczyłem jak Grecja się zmienia. Otóż jak przyjeżdżali Grecy i właściciel coś im tam bajerował, że pokój będzie trochę inny niż zamówiony, to albo odjeżdżali, albo chcieli obniżkę i pod tym warunkiem zostawali. Gwiazdki i opnie na booking.com bardzo wymuszają u hotelarzy przestrzeganie standardów. Styl pracy w Grecji na pewno się zmieni. Młodzi ludzie już myślą inaczej, chcą pracować po europejsku, a wspólne obiady i wina na pewno pozostaną nieodłącznym elementem prowadzenia interesów w Grecji.
Na koniec napiszę początek maila jaki otrzymałem od nowego kontrahenta
Dear Mr Krystian,
I hope you are all healthy and safe.
Also, I wish you the best for your new business.
Takie maile biznesowe dostaniemy tylko z Grecji…