Zeszłą wiosnę miałem okazję spędzić W Agii Theodori w hotelu Siagas Beach bo tam właśnie złapał mnie lockdown. Tak to spędziłem sobie sam w pustym hotelu 3 i pół miesiąca. Wyszło mi to pod wieloma względami na dobre. Ot takie 3 i pół miesiąca trochę na jak bezludnej wyspie, a trochę jak w oblężonym Stalingradzie. A teraz jak do tego w ogóle doszło.
W 2020 z końcem lutego poleciałem wróciłem do Grecji, żeby zebrać materiały do mojej drugiej książki czyli Grecji Nieznanej. Pisząc o muzeach czy stanowiskach archeologicznych to nie dość ze muszę temat głęboko zbadać, to też chcę zobaczyć jak tam dojechać, i jak to wygląda na miejscu. Bo czasem wedle internetu wielkie wspaniałe pole bitwy obok którego jest monumentalne muzeum okazuje się w rzeczywistości łąką z kozami gdzieniegdzie ozdobioną jakimś prastarym głazem, a muzeum, ma powierzchnię kiosku jarzynowego i ekspozycję jak szkolna izba pamięci narodowej.
Miałem też się tam rozliczyć za oliwy, a na greckiej wsi takie rozliczenia są celebrowane jak wizyta głowy obcego państwa. Są kolacje, libacje, spotkania, wycieczki i trwa to czasem tydzień. Tradycyjnie zatrzymałem się w jednym z moich ulubionych hoteli. I tam właśnie złapał mnie początek paniki i chaosu. Codziennie pojawiały się kolejne coraz groźniejsze informacje, jakieś zapowiedzi restrykcji, acz podobnie jak większość podchodziłem do sprawy jak Polacy do Kampanii Wrześniowej, czyli że dwa tygodnie będzie zamieszanie, a potem wszystko wróci do normy. Jednak z dnia na dzień atmosfera gęstniała, choć w greckiej wiosce jakoś tego się nie czuło. Sprawa stanęła na ostrzu noża, gdy w pewien piątkowy wieczór polskie władze ogłosiły, że w sobotę i niedzielę odlatują do Polski ostatnie samoloty z Aten więc trzeba się rzucać na lotnisko i … No właśnie i co? Równolegle codziennie rozmawiałem z kolegą, co miał grupę w Bułgarii i też nie wiedzieli jak wrócą i czy wrócą. Jak się później okazało połowa grupy uciekła sama z wyjazdu i próbowała dotrzeć do kraju na własną rękę, a on z druga połową tułał się po Austrii, bo ich nie chcieli wpuścić do Czech. Potem próbowali przez Niemcy. W końcu dotarli do Polski 15 minut przed wprowadzeniem obowiązku kwarantanny. Ze świata dochodziły wieści o tym jak Polacy gdzieś koczują, nie mając jak wrócić do kraju. Sprawę przemyślałem w jeden wieczór i podjąłem decyzje. Zostaję. Z jednej strony spodziewałem się na lotnisku totalnego burdelu i scen jak z pogromu plemienia Hutu w Ruandzie, z drugiej nie chciałem wracać samochodem bo bym gdzieś utknął na pasie ziemi niczyjej między Bułgaria i Macedonią i tam koczował Bóg wie ile. Czerwony krzyż by mi zrzucał z helikoptera koce i kanapki. I kolejna myśl jaka mi przyszła, jak przygoda wyciąga do mnie rękę to ją łapię, a nie uciekam do domu. Zostaję. Pewnie za dwa tygodnie się uspokoi, akurat sobie dokończę książkę, popływam w morzu i na Wielkanoc będę w Polsce. Potem z końcem kwietnia pojadę z grupami na wycieczki po Grecji. Tymczasem media dalej nakręcały atmosferę i zacząłem się zastanawiać czy to czasem nie potrwa dłużej. Jak przetrwać, co jeść, gdzie mieszkać. Czy starczy pieniędzy na… no właśnie nie wiadomo na ile. Jako specjalista od historii miałem wiedzę o rozbitkach czy ludziach żyjących w oblężonym mieście, więc postanowiłem zrobić stosowne zakupy. Płatki owsiane i marmolady, fasola w puszkach, jakieś tanie konserwy mięsne. I zobaczymy co dalej. Nabyłem tez czajnik i zapas chińskich zupek. Nie mogłem kupić mąki czy ryżu, bo nie miałem jak gotować. Miałem do dyspozycji pokój hotelowy z lodówką i czajnik elektryczny. Wkrótce się okazało, że pobliskim markecie są kurczaki z rożna, do tego po godzinie 20 za pół ceny. Wiec jakieś sery, kurczaki z rożna.
Jak na stan oblężenia całkiem komfortowo. Tyle , ze wkrótce pojawił się kolejny problem. Otóż greckim hotelom nie wolno było przyjmować gości, a ja mieszkałem właśnie w hotelu. Początkowo miałem taką paranoje, że jak słyszałem helikoptery, to gasiłem światło, bo myślałem że wojsko lata nad wybrzeżem i patrzą gdzie w hotelu się świeci światło. Z tego zakazu wynikła kolejna sprawa. Jako że wprowadzono ścisły lockodwn i mogłem wychodzić tylko mając papierowe zaświadczenie gdzie idę, kiedy się urodziłem i tak dalej. Najważniejsze było to, gdzie mieszkam w Grecji. Nie mogłem napisać że w hotelu. Właścicielka poradziła mi jak to wypełnić. Nie podałem że w hotelu, ale, na którym kilometrze mieszkam. Tam nie było numerów domów, tylko pisali wszyscy na którym kilometrze mieszkają między Atenami, a Koryntem. Kolejną atrakcją był fakt, że między hotelem w jakim się ukrywałem, a wioską i sklepem, był hotelik w którym mieszkali imigranci. Skoro byli imigranci była też tam policja. Nie chciałem się rzucać w oczy. Nie mogłem pojechać samochodem, bo w środku lockdownu, w czasie którego nie wolno było ze wsi do wsi jechać, nagle na greckiej prowincji ktoś się będzie woził samochodem na krakowskich tablicach. W końcu by sprawdzili choćby z ciekawości,. Co to za atrakcja i o co tu chodzi. Oczywiście by się pojawiło pytanie gdzie mieszkam. Hotel by dostał mandat, a ja? Nie wiem. Może by mnie gdzieś jakimś transportem więziennym wysłali do Polski, albo w Grecji wsadzili na kwarantannę, a potem odesłali do kraju, a w Polsce znów kwarantanna. A nie chciałem do Polski jechać, bo widziałem po znajomych, że ludzie świrowali jak koty po walerianie. Jedni obsesyjnie wysyłali zdjęcia gołych kobiet na messengerze inni namawiali na picie przez skype. Większość siała panikę. Grecy zdają się być mniej histeryczni i lepiej to znosili, mimo ze obostrzenia były surowsze i groziło im też zawalenie sezonu turystycznego. Pomogło mi morze.
Hotel w jakim spędziłem lockdown był nad samym morzem. W nocy usypiał mnie szum fal a w dzień budziły mewy. Z hotelu wychodziłem raz na kilka dni, żeby się tam nie rzucać w oczy. Szedłem najpierw plażą, potem przez nadmorski lasek sosnowy i tam wychodziłem sobie wprost do marketu. Właścicielkę rzadko widywałem, bo nie czuła się najlepiej, też jako osoba starsza się bała. Poza tym nie chciałem się jej rzucać w oczy , żeby pewnego pięknego dnia nie usłyszeć, że muszę opuścić hotel. Całkiem na poważnie zastanawiałem się czy nie zbudować sobie gdzieś szałasu na plaży. Czytałem w internecie o ludziach, którzy z samochodami czy kamperami zostali w Grecji po prostu uwięzieni. Ale Grecy lubią pomagać. Jest takie słowo w języku greckim „filoxenia”. To znaczy sympatia do obcych. Polecam to państwa refleksji. Ci z kamperami dostali prąd wodę, owoce, Grecy zapraszali ich by się u nich wykapali, pomagali załatwić butle do gazu dzielili się jedzeniem.
Mężczyzna może kochać wiele kobiet jednocześnie. Bo matkę , córkę, żonę czy partnerkę. Matki mam dwie, córkę też mam, a moją miłością dojrzałą jest Grecja. Polska to moja matka a Grecja to moja muza i pasja. W tym wszystkim wiedziałem że muszę się jakoś sam ogarnąć. Bo nikt mi w tym nie pomoże. Nie wiedziałem ile będę mógł mieszkać w hotelu, nie wiedziałem za co będę żył, nie widziałem co dalej. Przecież przy okazji waliła się moja praca w turystyce. Kolejne grupy się odwoływały, wchodziły kolejne restrykcje. I znów tutaj moja pasja historyczna mi pomogła. Otóż widziałem, że różnego rodzaju partyzantów próbowano złamać zamykając ich pojedynczych celach. Bo większość ludzi początkowo świruje jak są sami. Tak złamali syna wspólnika El Chapo Guzmana. Syn Ismaela „El Mayo” siedział sam w amerykańskiej celi dwa lata i po prostu zaczął gadać wszystko. Ojciec nie wpadł bo w odróżnieniu od wspólnika (Guzmana El Chapo), nie pokazuje się i nie pozuje do zdjęć z szampanem i nastoletnimi panienkami. I co robić w taki odosobnieniu. Otóż wszyscy co przetrwali zajmowali się ćwiczeniami ciała i umysłu. Trzeba ciało i umysł czymś zając. Więc wprowadziłem sobie taki reżim. Codziennie trening, nauka greckiego, praca nad książką. W hotelu był z grubsza rozstrojony fortepian więc zacząłem się uczyć grać na nim. Akustyka i pustość hotelu to także doskonała okazji do ćwiczenia i eksperymentów nad głosem. Pewne ćwiczenia da się wykonać tylko w pomieszczeniach o dobrej akustyce. I bardzo wiele ciekawych i nowych rzeczy znalazłem w tej tajemnej dziedzinie foniatrii wokalnej w trakcie pobytu w pustym hotelu.
Jakoś pewnie przez FB znalazł mnie polsat, więc parę razy wystąpiłem jako korespondent z Grecji,. Zacząłem też pisać do Polonoramy. Miałem zajęcie. Każdego dnia szedłem spać z poczuciem , że dobrze spędziłem dzień. Codziennie też jak ktoś do mnie dzwonił to słyszałem ludzki głos. Siedząc w hotelu dzień za dniem, to się cieszyłem jak kota zobaczyłem pod balkonem albo jakąś mewę przelatująca. Po miesiącu zebrałem się na odwagę i zapytałem właścicielki hotelu, Any do kiedy mogę zostać. Odpowiedziała, że do kiedy będzie trzeba. Więc największy kamień spadł mi z serca. W pobliskim miasteczku Grecy też już jakoś oswoili się z lockdownem. Kawa tylko na wynos, do lokalu nie można wejść, więc ktoś przyniósł stare skrzynki, czy jakieś ławy i wszyscy siedzieli dookoła kawiarni. Ja sobie lubiłem siedzieć, przy starej stacji kolejowej na murku. Po dwóch miesiącach pojawiła się nadzieja na jakieś odmrażanie tych lockdownów i na jakiś sezon turystyczny. Nadzieja daje bardzo dużo energii. Całkiem dobrze mi schodziła pierwsza książka czyli „Moja Grecja”, więc na te kurczaki przecenione wystarczało. Pewnie ludzie nie mogąc podróżować chcieli choćby wyobraźnią się przenieść do innego kraju.
Publikowałem dużo na blogu, pisałem posty o moim wygnaniu. I tu była ciekawa reakcja niektórych ludzi bo zaczęli hejtować. Jakim prawem ja siedzę za granica ? Skąd mam na to pieniądze? Administratorka pewnej głupawej grupy na której ludzie się popisywali tym jacy są bogaci i jak drogo podróżują, powiedziała, że trudno się ludziom dziwić. Instagramowi celebryci dostali szału, że ktoś tam nad morzem, a oni w swoich rezydencjach i nikt nie może podziwiać jak im ślicznie i cudownie na Melediwach czy Dominikanie. Wiedziałem, ze niektórzy ludzie bywają wredni, ale nie że aż tak. Dosłownie zasypały mnie pytania o adres gdzie jestem. Bo przecież nie wolno być w hotelu ! Czyżby ludzie chcieli dzwonić do ambasady albo na policję? Na pytanie skąd mam pieniądze odpowiedziałem, ze ostatnio wyszło na badaniach genetycznych ze jestem potomkiem faraona Imhotepa i że rząd Egiptu chce mi oddać wszystkie skarby znalezione w piramidach. Pozwoliłem im zachować wszystko, zadowoliłem się tylko paroma kilogramami złota…
W maju już się miało rozmrażać na dobre, mogłem pojechać do innej miejscowości w obrębie nomosu, czyli powiatu. Pojechałem wtedy do Loutraki, gdzie Fanis, przyjaciel co ma tawernę Plaza zaprosił mnie do siebie na obiad. Nie wiem czy z marketu do niego dzwonili że jestem ich najlepszym klientem na kurczaki z rożna, ale właśnie tym mnie ugościł. Po 3 i pół miesiącach na kurczakach z rożna, 18 maja, w moje urodziny, w pierwszym dniu gdy mogłem wyjechać z Agii Theodori znów jadłem kurczaka z rożna. Za to nad morzem. Ale taka tradycja. Zostało mi to do dziś. Co trzy dni, jadę do Auchana i kupuje kurczaka z rożna. Niektórzy mówią, że tam dają kurczaki którym się kończy termin ważności. No ale ja nie kupuję tego kurczaka by go trzymać w domu przez kilka miesięcy, tylko żeby zjeść w dwa dni. Zresztą jak byłem mały i babcia mnie brała na wczasy do Krynicy, to moją ulubioną potrawą był właśnie kurczak z rożna. Z końcem maja czy początkiem czerwca można już było podróżować po całej Grecji. Spytałem więc Any ile jestem winien za to przechowanie przez czas lockdownu. Odpowiedziała, że nic. Jesteśmy przyjaciółmi i wierzy, że gdyby ona się znalazła w takiej sytuacji w Polsce to ja bym jej pomógł. Nie chciała nawet za prąd. No to poszukałem w Atenach stroiciela fortepianów i sprowadziłem go do Agii Theodori, żeby nastroił instrument, który pomógł mi przetrwać.
Lato spędziłem na Riwierze Olimpijskiej. Trochę oprowadzałem, trochę koncertowałem, trochę prowadziłem hotel. W październiku znów pojechałem do Agii Theodorii zobaczyć jak tam przygotowania do zbiorów oliwkowych. I znów zatrzymałem się w hotelu Siagas Beach. Właścicielka zapytała czy na długo. Odpowiedziałem, że nie, bo jak zostaje dłużej niż tydzień, to lockodowny robią. Uśmiechnęła się. Wieczorem zamówiłem lampkę wina i zagrałem na nastrojonym fortepianie.
Ciekawa historia. Na pewno kupię Pana książkę, zgadzam się z Panem, iż poza nielicznymi osobami w Polsce ciężko spotkać u ludzi coś takiego, jak „filoxenia”, zresztą nie ma nawet odpowiednika z języka greckiego na polski.
Myśle, że pod względem sympatii do obcokrajowców Grecy się wyróżniaja na tle innych nacji.